Harley Porter Harley Porter
255
BLOG

kontrrewolucja tłustych kapłonów

Harley Porter Harley Porter Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Nikt z nich nie jest znerwicowanym, zmieniającym co tydzień lokale opozycjonistą. Z mediami nie spotykają się w konspiracyjnym utajnieniu, ani potajemnie nie udzielają wywiadów dziennikarzom gorszego sortu. Nie drukują bibuły i nie spotykają się na tajnych kompletach. Nie muszą uciekać z kraju, ba nawet nie chcą bowiem ich pensje i emerytury już dawno osiągnęły poziom, który  przeciętny Polak z pewnością nazwałby rozpasaniem. Są drodzy, wypielęgnowani i śliscy oraz pewni, że prawo i przywileje zawsze będą stać po ich stronie.

Zapraszani przez walterowskie i michnikowskie media noszą togi, mundury i nienagannie skrojone garnitury, które przez kontekst osoby jasno pokazują czego, przebrani w nie, ludzie chcą bronić i  jaka kontrrewolucja im się marzy.

Hołubią ich lewaccy i liberalni dziennikarze, ci sami którzy zdążyli oddać hołd Magdalence i okrągłemu stołowi i Tuskowi, jako temu, który zwieńczył III RP niemiecką czapą i stał się strażnikiem praw tłustych kapłonów.

Kapłony utyte i wykarmione na postkomunistycznym czasie przeszłym dokonanym, żerujące lub pasożytujące w rzeczywistości tusko michnikowskiej w rzeczywistości kraju nadwiślańskiego – lennika Moskwy lub Berlina albo obu naraz, nie mają ochoty na zmiany. Osadzeni w tym, co było, rozwielmożni w splendorach i zaszczytach, hodujący drugie albo i trzecie pokolenie sobie podobnych kapłonów. I choć w naturze kapłony z przyczyn oczywistych się nie rozmnażają to jednak te polityczne, okrągłostołowe, mnożą się na potęgę.

Kraj stał się ich prywatną własnością, a nam wmówiono, że jest to stan docelowy i jak najwłaściwsza emanacja demokracji najlepiej tej liberalnej. Kapłony polityczne dogadały się z biznesowymi i medialnymi oraz tymi z tytułami aby dodać sobie splendoru, a także z kapłonami w togach aby legitymizować swoje działanie, stworzony został swoisty układ zamknięty znany pod niegodną nazwą III RP.

Aby znaleźć sobie obrońcę totalnego układ kapłonów przyjął wszystkie akty moralnych doktryn i finansowych zależności z państw Unii Europejskiej gdzie kult pieniądza jedzie w jednej zaprzężonej trojce z kultem nowej „moralności” genderowo aborcyjnej i bezbożnością. Tak zaopatrzone kapłony mogły spać spokojnie wiedząc, że obrońca totalny nie pozwoli zrobić krzywdy swoim kolonialnym braciom mniejszym.

To, że Kaczyński im wszystko przewrócił mogło zakrawać na cud ale cudem nie było. Mając po swojej stronie Unię i jej najlepszego kumpla Tuska, mając media demontujące tradycje i zarażające jak dżumą lewacko europejskim poglądem na sprawy ważne i takim samym na sposób życia. Wmówiwszy cwanym, że cwaniactwo zawsze będzie hołubione zaś biednym, że bieda to ich wina wynikła z przyrodzonej głupoty i lenistwa, kasta kapłonów zapadła w polityczny letarg, skupiając się jedynie na konsumpcji tego, co zdobyła. To właśnie wykorzystał Kaczyński.

Zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości było jak tsunami w świecie kapłonów. Świat utkany z wzajemnych powiązań i korzystnych geopolitycznych układów zaczął się walić, zaś do tej pory cichy głos, że rzeczywistość III RP nie jest prawdziwą emanacją demokracji zaczął brzmieć donośnie jak dzwon. Pokarm, jakim żywiły się kapłony czyli spółki skarbu państwa, intratne stanowiska i sute dotacje skończyły się jak woda nagle przegrodzona stawidłem. W świat dotychczasowych wolności i swawoli oraz w doktrynę: „sam sobie sterem, żaglem i okrętem” nagle wdarła się twarda rzeczywistość i sprawiedliwość społeczna, przewracająca na zbity pysk twierdzenie, że wszyscy są równi ale kapłony równiejsze.

Mówi się, że władza jest jak narkotyk i zapewne naprawdę taką jest bo w świecie tych, którzy ją do tej pory dzierżyli albo na niej korzystali nastąpił silny syndrom odstawienie przejawiający się w niebywałej agresji i gotowości do zrobienia każdego świństwa aby ją odzyskać.

Opozycja kapłonów nie po to nazwała się opozycją totalną aby się dogadywać tylko po to aby używając wszystkich politycznych sztuczek i zagrań z powrotem anektować władzę. Owe same siebie mianujące elity byłych decydentów, wszystkie jej autorytety kapłonowej moralności, cała menażeria person dziwacznych aby nie powiedzieć obmierzłych począwszy od masońskich profesorów a na podstarzałych aktorkach z własnymi teatrami kończąc czyli wszyscy ci, którzy kosztem narodu i elementarnej sprawiedliwości społecznej gotowi byli hodować własne pojęcie wolności i demokracji stając w obliczu raju utraconego, jestem o tym przekonany, nie zawahają się na tych, którzy im tę władzę odebrali podnieść rękę.

Zaczęli od dyskredytacji każdego działania rządu od negowania wszystkiego co Polskę zmienia na lepsze i wyprowadza  na drogę do prawdziwego samostanowienia. Czynią tak gdyż każda decyzja w tym względzie nowej władzy oddala ich od dobrze znanego kurnika zapewniającego ów kapłonowy high life z władzą i apanażami. Czynią to także z powodów dla mnie paskudnych wyjątkowo i trącących zdradą stanu. Kapłony liczą bowiem, że głośno deklarując powrót do dawnych zasad do wyrażonej ustami Agnieszki Holland idei: „aby było jak przedtem” skuszą niektóre państwa europejskie do daleko idącej pomocy, przyobiecując po cichu ponowną kolonizację Polski.

Jednak im dłużej opór wobec legalnej władzy nie będzie przynosił spodziewanego skutku, tym frustracja byłych panów i władców obszaru między Odrą a Bugiem stanie się większa. Język Jakuba Wątłego z jego werbalnymi brudnymi, śmierdzącymi gnidami może stać się obowiązującą normą wśród kapłonów i ich kapłonowych dziennikarzy. Za tą mową pójdą czyny i rękoczyny – rzucanie sobą i przedmiotami w rządowe samochody, atakowanie posłów i wszelkiej maści prowokacje mające pokazać, że rząd Prawa i Sprawiedliwości bije. Jeśli i to nie pomoże pozostaną już tylko kolejne Cyby rekrutowane być może spośród pozbawionych wypasionych emerytur byłych esbeków, choć to mało prawdopodobne gdyż esbecy to raczej tchórzliwy ludek. Bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem będą niestabilni emocjonalnie resortowi emeryci gotowi zrobić krwawy użytek z cegły albo kuchennego noża.

Na szczęście tłuste przewroty i spasłe kontrrewolucje zawsze wieńczyło niepowodzenie, a często śmieszny upadek w basen z kisielem. Wystarczy spojrzeć na owych kontrrewolucjonistów - wypielęgnowanych i gładki z apaszkami pod drugim podbródkiem Rzeplińskich, na plujących w mikrofon w żenującym bełkocie Schetynów czy tokujących na granicy falsetu udających brytany Lisów oraz podskakujących tuż obok w obłąkańczych podrygach Giertychów. Do tego samo Prawo i Sprawiedliwość wyszydzane i opluwane przez osiem lat przez kapłony, pragnące innej drogi dla Polski, zaprawione w politycznych walkach prędzej zagryzie niż odda władzę. I o tym kontrrewolucja kapłonów powinna nieustannie pamiętać.

 

PS.

Postanowiłem pod tekstem zamieścić dwa wiersze. Jeden już na salonie prezentowałem, ale w związku coraz bardziej rozbestwionymi kapłonowymi dziennikarzami ponownie go przedstawiam (trzeciego razu nie będzie). Drugi mówi o świniach, ale z pewnością nie będą to owe sympatyczne różowe stworzenia mieszkające w chlewikach.

 

 

 

 


Wiersz za wiersz.                                                 

Wet za wet.

 

 

 

W studiu u Jacka przemawia trzódka,                     

w głosie emfaza, fałszywa nutka.                           

 

Władyka przybył, jest też i Wołek,                                           

oraz ten, wiecie… z Newsweeka kołek.

 

Żakowski trzódce głosu udziela

Wołek jest pierwszy – jak karuzela…

 

…pytluje, czadzi, zgrywa Katona,

opluwa, judzi, mina strapiona

 

Obłudnie skrzeczy i ubolewa,

kłamliwie głosi, parszywie śpiewa.

 

Do pary z kołkiem parą buchają,

mają pretensje, zarzuty mają.

 

Obaj przewracać chcą ustrój wraży,

obu „jak przedtem” głośno się marzy.

 

Władyka dzielnie im sekunduje,

Z namysłem kąsa z rozmysłem pluje.

 

W paradygmatach prawdę chce grzebać,

lewackim chwostem chciałby ją je…ć

 

Plugawą zrobić jak „Politykę”,

prawdy najprostsze zamienić w klikę.

 

Biało czerwoną prawdą prawd naszych,

niczym faszyzmem chciałby nas straszyć.

 

Sam zaś Żakowski trzódki świniopas,

lewak natrętny, „Wyborczej” okaz.

 

Sam bez honoru i reputacji,

zebrawszy typki podobnej nacji.

 

Bechtając batem dawnej swawoli,

czwórgłosem w eter wrednie pier…li.

 

Pewien, że Naród mądrości kupi,

że się Kaczora kaczo udupi.

 

Że ze swą trzódką na osła wsiędzie,

osioł zaryczy i jakoś będzie.

 

Że to co robi to coś ważnego…

je…ć go w ucho i kumpli jego!

 


 

 

 

 


Świnie

 

 

Okrągły stół zmienili w koryto,

koryto suknem dla nich przykryto.

Knurze facjaty modnie zgolono,

Sztućcami jeść im pozwolono.

 

I zaproszono do konsumpcji,

w klimacie zgodnej reasumpcji.

Na główne danie władzę im dano,

to się rozumie z siebie samo.

 

A ci co władzy pożądali,

a także ci, co ją dawali,

po wspólnym uzgodnieniu racji,

razem zasiedli do kolacji.

 

I kiedy władzę tą już mieli,

ci co dawali i ci co wzięli.

Razem za ręce się ujęli,

świnia czy ubek? – już nie wiedzieli

 

Aby nie wiedzieć mocniej jeszcze,

poprzebierali się koniecznie

w togi, mundury i garnitury,

w habilitacje i profesury.

 

I w decydenckie życiorysy,

w aktorskie szable i kirysy.

I tak te świnie, grzmiąc głosem hardym,

pełnym złorzeczeń i pogardy,

 

Że, złoty pałać się należy,

że wezmą wszystko, tak jak leży.

Ludzi obdarli z ich własności,

z bogactwa, dumy i godności

 

Ćwierć wieku żarli, chlali, trwali

temu zabrali, tamtemu dali.

Aż w końcu całym tym łajdactwem,

złodziejstwem, chamstwem i polactwem.

 

Sam los wkurzyły, a może Boga,

że taka naszła na świnie trwoga,

bo zwykła kaczka ich przeraziła,

zmąciwszy spokój, rozum zmąciła.

 

Jak orzeł na nich spadła ta kaczka,

sponiewierała niczym padaczka.

Zdarła mundury, togi, ubrania,

doprowadziła do obesrania.

 

Przegnała w błoto trzodę zuchwałą,

a co podlejszą walnęła pałą.

W Gnoju i błocie pozostawiła,

Chciała je ubić lecz nie ubiła.

 

Te wydarzenia - głoszą opinie,

zmieniły świnie w totalne świnie.

Które stworzyły w tej swej fiksacji,


knurzą obronę demokracji.

 

I tak to z bagna za folwarkiem

świnie te kwiczą trzęsąc karkiem.

W obawie jednak pozostają,

Gdyż kaczkę z pałą w pamięci mają.

 


Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka