Harley Porter Harley Porter
623
BLOG

Tusk to dobro narodowe

Harley Porter Harley Porter PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Tak w każdym razie uważają dziennikarze niegdyś, nomen omen za Tuska pokorni, a teraz niepokorni. Zachwytów i mlaskań podziwu nie było i nie ma końca o czym przekonuje mnie, pracujący dla TOK FMu, redaktor Kraśko i jego zapraszani do studia  companeros.

Jako osobnik ograniczony, bo przecież każdy pisior dla inteligencji postokrągłostołowej to prostak i nieuk, nie umiejący przyswoić sobie praw oczywistych i zdań po wielekroć złożonych, ni w ząb nie mogłem zrozumiem na czym ta wyjątkowość i wartość dodana prezydenta Europy polega. Na przyszłość namawiam dziennikarzy obecnie niepokornych aby wpisując się w nurt inteligencji postokrągłostołowej zechcieli w sposób bardziej konkretny i liniowy, polegający na faktach i konkretnych działaniach, wyjaśnić pisowskim Grażynom i Januszom ową wielkość i narodową "ojcowskość"  Donalda Tuska. Chyba, że parafrazując klasyka, dziennikarze o inteligencji postokrągłostołowej uważają, że Tusk wielkim mężem jest … i basta!

W zbiorze otwartym zdań prostych i złożonych, wypowiedzianych przez  dziennikarza Kraśkę i dziennikarzy bliskoznacznych, nie powiedziano mi jakie to zasługi ma Donald Tusk dla narodu i Państwa Polskiego. Owszem, dowiedziałem się, że Tusk to polityk wybitny, jak nikt umiejący trzymać za mordę Platformę Obywatelską, że jest doskonałym mówcą potrafiącym panować nad słuchaczami. Usłyszałem także o jego doskonałych stosunkach z Angelą Merkel i o tym, że lepiej iż jest Przewodniczącym Rady Europy niż gdyby miał nim nie być. Podczas TOK FMowskiej, kraśkowej nasiadówki powiedziano mi także o Tusku jako o znakomitym kandydacie na przyszłego prezydenta RP pod którego przewodem opozycja antypisowska ma wrócić na salony władzy.

W eterze nie wybrzmiały natomiat obietnice Tuska złamane jak sucha gałąź zaraz po tym jak pan z uroczo wymawianym „ r ” doszedł do władzy. Nie powiedziano nic o pływaniu w głównym nurcie i o ciepłej wodzie w kranie jako wielkim planie, mającym być wyznacznikiem wielkich przemian wykoncypowanych dla Polski na dziesięciolecia, a nawet na półwiecze przez obecnego prezydenta Europy.

Słuchając „młodego” Kraśki (zawsze o nim myślę jako o młodym Kraśce, gdyż to najmłodsza progenitura w komunistycznym klanie Kraśków rozpanoszonym swego czasu w TVP) i jego kolegów od demokracji liberalnej zauważyłem, że całe to towarzystwo rozkochane w Donaldzie Tusku albo świadomie albo i nie, nie zauważyło wajchy – przełożenia, albo i pasa transmisyjnego, które przekładałoby i przesyłało ową wielkość i pomnikowość Donalda Tuska na realne dobro, pozytywne wartości i materialne korzyści dla Polski i Polaków. Owszem zyskała inteligencja postokrągłostołowa, wszystkie te Jandy, Hartmany i  Żakowskie. Spaśli się polscy burżuje sprzęgnięci z zagranicznym kapitałem. Umocniły się „kasty” decydentów – prawników i sędziów, różnych rządowych i biznesowych szarych eminencji, dla których prawo stało się mało ważnym tłem dla ich działalności, W końcu zyskała  Unia Europejska mając w Polsce miękki podnóżek dla Merkel, Schulza czy Junckera i wiernego klakiera dla najbardziej absurdalnych pomysłów unijnych liberałów i lewaków.

Polskość to nienormalność takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi.

To właśnie słowa Tuska, narzekające na „skazę” polskości nakazującej mu ponoć być kimś innym niż wszyscy  (w domyśle nie Polacy). Polskość to wypalone znamię, zaś bagaż historii to balast dźwigany przez prezydenta Europy niemal heroicznie. Tusk w owym wyznaniu wiary pragnie unifikacji i nie chce mierzyć się z problemami naszej skomplikowanej, polskiej natury. Dla niego to kamień młyński ściągający go w narodową martyrologię, a odciągający od apanaży, kubańskich cygar i futer dla ślubnej. Owa polskość zmusza Tuska do odpowiedzialności nie pozwalając na partykularny egoizm. I to właśnie jest clou duszy specjalisty od ciepłej wody, owo pragnienie władzy bez odpowiedzialności i bez zawstydzenia własnym egoizmem. Aby mógł się w nim pławić musi rozżarzonym żelazem wypalić ową polskość co „młodemu” Kraśce i całemu TOK FM absolutnie nie przeszkadza.

 


Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka