Harley Porter Harley Porter
940
BLOG

Koniec terroru demokracji liberalnej

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 23

Wszyscy światowi decydenci tak polityczni jak gospodarczy czy medialni mówiąc o demokracji zawsze używają dopełniającego przymiotnika – liberalna. Obama, Merkel czy Tusk, George Soros ze swoimi polskimi totumfackimi – Michnikiem, Żakowskim i Lisem, całe Washington Post i wielu, wielu innych nie potrafią, traktując o demokracji, nie nazwać jej liberalną. Na długo przed nami aż do czasów niemal współczesnych demokracja była singielką, istniała w państwach i narodach albo dążono do niej, albo leżała w  przydrożnym rowie zarżnięta przez jakiegoś białego, czarnego albo żółtego tyrana, ale zawsze była sama. Gdy jednak nadciągnął domniemany koniec historii, a elity tego świata uznały poprawność polityczną za coś w rodzaju religii postanowiono inaczej spojrzeć na demokrację.

Stworzyli sobie owi elitarni panowie oraz elitarne panie pewne wyobrażenia na temat tego jak  powinna wyglądać demokracja i uznali, że demokracja nie istnieje bez wolności. Założenie szczytne i piękne, któż bowiem nie chciałby być wolnym? Jednak aby wizja wolności zgadzała się z właśnie ich poglądami i wyhodowaną przez dawnych lewaków i wszczepioną elitarnym paniom i panom poprawnością polityczną, trzeba było na nowo zdefiniować słowo wolność. Ponadto doszli do wniosku owi decydenci że to, co jest dobre dla nich i dla wspierającej ich finansjery musi być dobre także dla społeczeństw. Liberalizm zaczęto więc odmieniać na wszystkie sposoby, było społeczeństwo liberalne, liberalne poglądy, liberalizm gospodarczy i moralny. Wszystkie owe „izmy” lansowano jako jedynie słuszne i jedynie właściwe. Inne zapatrywania na władzę większości,  funkcjonowanie społeczeństwa i poglądy stały się passe, podlegające krytyce i tępione. Każda demokracja i każde działanie w imieniu społeczeństwa musiały być liberalne. Jeśli by ów stan przyrównać do dajmy na to drukowania książek, to wszystkie książki musiały by nosić jeden tytuł, na przykład -  Pięćdziesiąt twarzy Greya.

Biorąc to wszystko pod uwagę liberalizm jawić się zaczyna nie jako alternatywa ale jako groźna utopia, która nigdy nie zaistnieje tak, jak chcieliby tego jego twórcy. Nie ma bowiem liberalizmu czyli wolności dla maluczkich, zaświadczy o tym każdy drobny sklepikarz skonfrontowany z wielką siecią handlową. Jaką wolność ma korporacyjny pracownik spętany dziwaczną pracy i kredytami na mieszkanie, które spłaci za dwadzieścia lat? Na jaką wolność może liczyć rodzina tyrająca światki, piątki i niedziele i nie mogąca odłożyć choćby grosza na lepsze życie swoich dzieci? Na czym więc polega owa wolność, ów wyrażany czołobitnie choćby przez Tuska – wielkiego prezydenta Europy, wspaniały liberalizm?

Aby zachować pozory demokracji i liberalizmu pozostawiono nam pewne pole manewru, choć ja wolę nazywać je wentylem bezpieczeństwa. Tym polem, czy jak kto woli wentylem są nasze poglądy i moralność. Mogąc wyrażać poglądy wmawia nam się, że jesteśmy wolni, choć politycy i tak nigdy nie brali ich pod uwagę. Jeśli chodzi o moralność, zwłaszcza tą od pasa w dół, tutaj zaserwowano nam karnawał możliwości i wachlarz postaw, namawiając abyśmy korzystali ile tylko się da.

Jeśli więc uczyniono nas wolnymi jedynie w kwestii poglądów i moralności to zaiste wielka to zdobycz cywilizacyjna i niezwykły przyczynek do demokracji. Jeżeli bowiem prawdziwym wyznacznikiem wolności jest możliwość realizacji swoich pragnień to jedynie bogaci są wolni, nam zaś pozostaje wolność moralna, ale korzystanie z niej z pewnością nie można nazywać liberalizmem. Wolno nam  zostać pederastą, transwestytą i miłośnikiem pornosów. Możemy zapisać się do ruchów miejskich, partii politycznych i kółek różańcowych, ale jak mawiał klasyk: wyżej wała nie podskoczymy bo demokracja liberalna nam na to nie pozwoli, a jej wierne służki korporacje i banki ściągną nam boleśnie liberalną smycz. W sferze finansowej jest bowiem po staremu, a nawet gorzej, choć wolność bogacenia się jest podstawową wolnością demokracji liberalnej to praktycznie mogą jej zakosztować tylko ci, którzy bogaci już są. Dla reszty pozostał jedynie bankowo korporacyjny nadzór trzymający nas żelazną łapą abyśmy nie ruszyli się z miejscu, w którym jesteśmy.

Demokracja liberalna, a właściwie to, co się pod nią podszyło ukształtowała więc państwa i narody  tak jak chciały tego lewackie elity. Wyrugowano Pana Boga kierując się nakazami Robespierre’a i Marksa, spętano naszą moralność seksualnością i zniewolono dyktatem banków i korporacji. Ze społeczeństwa uczyniono pulpę składającą się z tych poszukujących przyjemności i rozrywki, zagonionych za pieniądzem biedaków i możnych mających w nosie wszystkich z wyjątkiem siebie. Wszyscy oni, dodatkowo zatomizowani do granic możliwości i coraz bardziej pozbawiani cech społecznych stali się rozproszonym stadem nie znającym drogi do bezpiecznego miejsca. Ktoś powie, że przecież ów podział nie istnieje od dziś, zgoda, ale nigdy nie zaznaczał się on w takiej skali i z takim natężeniem. Ponad to z życia społecznego wyplenione zostały czynniki łagodzące taki stan rzeczy jak choćby więzi społeczne czy spajająca ludzi religia. Ersatzem takiego stanu rzeczy stała się konsumpcja i nowe ideologie jak New age czy zacierająca różnice między kobietą, a mężczyzną gender   Ludzie żyjąc dzisiaj w ciągłej niepewności jutra, jaką stworzył im system polityczny  w obliczu demontażu wyższych wartości jako antidotum na twardą rzeczywistość wybierają owe ideologie albo zatracają się w rozrywce i moralnej degrengoladzie.

Taki stan rzeczy, taki obraz społeczny stworzony przez demokrację liberalną obowiązywał do całkiem niedawna. Coś się jednak zmieniło, choć słowo zmiana nie jest dobrym słowem. Coś, mówiąc potocznie, po prostu dupło aż ziemia się zatrzęsła. Wszystko na tym świecie dąży bowiem do zaprogramowanej przez naturę normy. Nagięta gałąź puszczona wreszcie wraca do stanu pierwotnego chłoszcząc niemiłosiernie tego, który stoi jej na drodze. Zanim jednak znieruchomieje wychyla się jak wahadło w drugą stronę. A bez metafory, żadne społeczeństwo nie może długo istnieć w stanie nienaturalności, żyjąc według idei fiks jakiejś grupki ludzi, która postanowiła zmienić podstawowe parametry społeczne. Prędzej czy później bowiem pojawią się dziury w systemie skrojonym nie według tego jak powinno być ale tego się komuś roi. I znowu wchodząc w metafory, tak sytuacja przypomina  scenę z filmu rysunkowego w którym mysz Jerry robi coraz to nowe dziury w łódce, a Tom, próbuje je zapchać palcami. W końcu brakuje palców, a łódka idzie na dno.

Przechodząc na grunt społeczny, jeśli się na przykład społeczeństwa usiłuje laicyzować odbierając im Boga, część ludzi wchodzi w gnozę, a część próbuje zastąpić wiarę rozrywką. W finale nie otrzymujemy jednak obywateli ateistów, ale zbiór jednostek odklejonych od społeczeństwa i dryfujących w kierunku całkowitej negacji porządku publicznego. Idąc dalej, jeśli odbiera się ludziom poczuci patriotyzmu, pragnąc zamienić ich w świadomych pacyfistów, okazuje się, że zamieniają się oni w moralnych tchórzy, gotowych w imię zachowania swojego rozrywkowego stylu życia poświęcać inne państwa i narody, a niechęć do chwycenia za broń staje się niemal obsesyjna. Jeżeli do tego, uwikłamy ich w sytuację notorycznego braku pracy i dyktatu banków i korporacji, silne państwa zamieniają się w państwa niewolników, niezdolne do obrony przed zewnętrznymi, a jak się okazuje i wewnętrznymi zagrożeniami.

Trzeszczy więc cały system tak skonstruowanego społeczeństwa, bo ludzie choć trwają w owej rzeczywistości, czują się jakby oddychali powietrzem, w którym coraz mniej jest tlenu. Wiedzą, że coś nie gra, że z roku na rok żyje im się coraz gorzej, ale nie potrafią zdefiniować zagrożenia. Dodatkowo spętani poprawnością polityczną i oszukiwani przez media wmawiające im, że wszystko jest w porządku, zapadają na chorobę strachu przed tym co będzie jutro. To z kolei napędza różne ruchy usiłujące zmienić ten stan rzeczy oraz tworzy możliwości zaistnienia nowych ideologii nawołujących do całkowitej anihilacji tego, co jest, albo pójścia jeszcze dalej w inżynierii społecznej zamieniając całe narody w nierozpoznawalne chimery.

Tak właśnie wygląda demokracja liberalna, pacykowana tylko od czasu do czasu jakimiś programami społecznymi i rozdętą, podkręcaną przez media retoryką sukcesu. To jednak za mało, aby nie czuć ruchów odśrodkowych dążących do rozsadzenia owej struktury i przywrócenia normalności. Już teraz to się dzieje. Miliony ludzi mają dość tak ustawionej przez lewackich polityków rzeczywistości. Wygięta do oporu i puszczona gałąź oddaje w postaci coraz większej nienawiści do lewackiej idei i  jej dzieci takich jak gender czy gloryfikacji homoseksualizmu, ludzie mają tego najzwyczajniej dość, tak jak przewracania modelu rodziny, czy zmiany roli kobiety i mężczyzny. Także całkowite uzależnienie od korporacji staje się źródłem coraz większego buntu. Niczym dziura po wyrwanym zębie jawi emocjonalne miejsce  w duszach Europejczyków pozostałe po skutecznie wydrylowanej w dwudziestym wieku chrześcijańskim sacrum. Na dobrą sprawę nic nie jest w stanie tego miejsca wypełnić ani homeopatyczne wróżki ani rozdymana jak nadmuchiwana prezerwatywa ideologia wyzwolenia i aprobowanego nierządu

Do niedawna,  światowym decydentom udawało się utrzymywać korzystne dla nich status quo, poprzez zakładanie coraz to nowych obręczy na gotowe do erupcji społeczeństwa, jak napisałem wyżej były to różne programy społeczne oraz retoryka jedynie słusznej idei.  Po za tym oszołamiane co jakiś czas technologicznymi „cudeńkami” i ogłupiane coraz bardziej ekstremalną rozrywką społeczeństwa nie były w stanie wytworzyć w sobie masy krytycznej potrzebnej aby zniszczyć ów establishmentowy  układ.

Wreszcie jednak znalazły się czynniki przekraczające masę krytyczną społecznego niezadowolenia, a elity zawyły z bezradności i strachu. Ogólnoświatowy terroryzm zniszczył status quo i zerwał społeczne bezpieczniki. Zagrożeni utratą już nie tylko pracy i dekadenckiego stylu życia, ale życia jako takiego, ludzie zaczęli budzić się z koszmaru demokracji liberalnej. Wielomilionowa fala emigrantów zarobkowych z krajów islamskich – ludzi tak odległych mentalnie i kulturowo jakby przybyli z innej planety, także dołożyła swoje. Narody dostrzegły, że zanim wymorduję je islamscy fanatycy, najpierw odebrane im zostaną wszystkie społeczne zdobycze, a oni sami uznani zostaną za niewiernych  podludzi.

Ultra prawicowe partie stały się języczkiem u wagi całego procesu powracania do normalności, tym istotniejszym im bardziej są popierane przez społeczeństwa. Narody uznały, ze czas odejść od demokracji liberalnej obiecującej świat gruszek na wierzbie i grzechu bez konsekwencji, świat samych przywilejów bez obowiązków oraz rzeczywistości wielokulturowej w kolorze tęczy. Brak idei Boga stał się wręcz nieznośny, gdyż nie można oszukać ludzkiej natury genetycznie zaprogramowanej do poszukiwania boskiego absolutu.

Tak bardzo gloryfikowana przez Tuska demokracja liberalna nie mająca do zaproponowania niczego więcej niż wyhodowanego na rudych od krwi gilotynach fałszywego bożka wolności, równości i braterstwa i nie potrafiąca obronić społeczeństw, które sama wykastrowała z elementarnych umiejętności obrony przed brodatymi muzułmańskimi potworami, stała się szkodliwą chimerą nie mającą nic wspólnego ze skutecznym, traktujących ludzi podmiotowo, systemem politycznym.

Lokomotywa przemian społecznych mających zwrócić świat łaciński z powrotem ku normalności, dopiero ruszyła, ale dziejące się wokoło wydarzenia z każdym miesiącem, niemal tygodniem, przyśpieszają jej bieg. Jeszcze trochę i nikt i nic nie będą mogły zatrzymać jej biegu. Wszystkie Soroshe, Tuski, Timermansy, Merkelowe, Obamy i Olandy tego świata będą tylko sparciałymi, pozbawionymi mocy chochołami stającymi na drodze nieokiełznanej i przerażającej lokomotywy pędzącej przez nasze czasy i historię. Czy mamy się bać? Niech boi się Tusk & co.

 

 

 

 

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka