Harley Porter Harley Porter
3055
BLOG

Dokąd zmierza mały Cezar?

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 79

Mały Cezar to rzecz jasna Jarosław Kaczyński, zaś jego małość to, jak łatwo się domyśleć, nie małość intelektualna czy moralna tylko najzwyklej niski wzrost. Może jest nieco niższy od Wałęsy (jeśli tak to różnica opiera się o milimetry)?! Jednak nie o byciu bądź nie „kurduplem”, którego to słowa nadużywała na ostatniej demonstracji KODu ostoja wdzięku i kobiecej delikatności – Henia Krzywonos, chciałbym pisać tylko o wielkość charakteru. W tym miejscu można przytoczyć anegdotę, ponoć prawdziwą, w której to jeden z generałów cesarza Napoleona, górujący rzecz jasna nad nim wzrostem odezwał się w te słowa:

- Jestem większy od waszej wysokości.

Napoleon tylko się uśmiechnął i odpowiedział:

- Tylko wyższy panie generale, tylko wyższy.

Jestem przekonany, że tymi słowami mógłby prezes Kaczyński odpowiedzieć wielu swoim oponentom. Bowiem to, że jest on najwybitniejszym politykiem naszej sceny politycznej przyznają nawet jego najzaciętsi wrogowie. Ja twierdzę, że jest to dzisiaj jedyny polski mąż stanu myślący o Polsce nie w perspektywie następnych wyborów, ale w perspektywie ćwierć, a może i półwiecza.

Dokąd więc zmierza mały Cezar i czego chce dla naszej Najjaśniejszej? Kaczyński w swoich publicznych wystąpieniach,(sam byłem na jednym z nich, tym przedwyborczym w Poznaniu w Pałacu Działyńskich) określa swoja wizję w sposób jasny i klarowny. W narracji mediów na temat Kaczyńskiego prym wiedzie opinia, że prezes nie interesuje się gospodarką. Nic bardziej błędnego. Podczas godzinnego wystąpienia na własne uszy słyszałem jak Jarosław Kaczyński przez lwią część tego czasu mówi o gospodarce, jak planuje, jak wskazuje drogi rozwoju.

Jeszcze przed wyborami usłyszałem o potrzebie wybudowania linii transportowych łączących północ z południem i otwierających alternatywny kierunek rozwoju. Plan Morawieckiego już wtedy wybrzmiewał w przemówieniu prezesa Kaczyńskiego.  To właśnie tam w Pałacu Działyńskich usłyszałem o potrzebie wykorzystania potencjału polskiego biznesu w kontekście zgromadzonych przezeń olbrzymich środków finansowych. Kaczyński wskazywał na konieczność wykorzystywania funduszy unijnych na rozwój tych sektorów, które mogą przynieść realne korzyści gospodarce.

Jarosław Kaczyński jednoznacznie odrzuca liberalny model gospodarki z jego całkowitą, niczym nie ograniczoną i dziejącą się kosztem wielu grup społecznych, samowolą gospodarczą. Prezes PiSu jednoznacznie daje do zrozumienia, że rozwój liberalnego kapitalizmu to nie to samo co rozwój państwa i społeczeństwa i stanowczo takiemu kapitalizmowi się przeciwstawia.

Tak, Kaczyński chce państwa ideologicznego i katolickiego. Jest on pierwszym nacjonalistą nie wahającym się uznawać naród polski za najwyższe dobro i gotowym zapamiętać się dla niego i poświęcić wiele, jeśli nie wszystko. Pragnie dla Polski  trwania w katolicyzmie, bo wie tak jak wiedziała o tym Margaret Thatcher, że prawdziwa religia, taka jaką jest katolicyzm spaja i cementuje naród (Thatcher zazdrościła mocno zakorzenionej religii państwom katolickim, wiedziała bowiem, ze kościół anglikański to jedynie nic nie znaczący fasadowy i rytualny ersatz prawdziwej wiary).

Na gruzach moralnych i religijnych współczesnej Europy nie można budować idei. Jedynie państwo narodowe, twór jednolity poglądowo, składający się z obywateli wyznających podobne wartości i dążących do podobnych celów może oprzeć się degenerującemu się światu, owemu nowoczesnemu średniowieczu, w którym cechy określające nasze człowieczeństwo rozmywane są przez pewne prądy kulturowo moralne do nierozpoznawalności. Takie jest kredo Jarosława Kaczyńskiego, a że jest takie, a nie inne budzi przerażenie u wszelkiej maści liberałów gospodarczych i tych rozporkowych. Kaczyński jasno opowiada się przeciwko multikulti, widząc w nim zagrożenie utopienia się idei państwa narodowego  w chaosie w bezideowości właśnie i w zerwaniu więzi jednostek z państwem i narodem. Kaczyński widzi, według mnie słusznie, że ocalenie cywilizacji homo sapiens, leży w odrzuceniu liberalizmu jako takiego i powrotu do podstawowych wartości dekalogu. Jest jednym z niewielu polityków na świecie dostrzegającym śmiertelne zagrożenie płynące z mariażu demokracji liberalnej i moralnego lewactwa.

Kaczyński już dawno uznał, że zachodnia cywilizacja, a w szczególności Europa, próbując wejść na wyższy poziom rozwoju społecznego, tak naprawdę zrobiły o krok za dużo i spadają teraz w przepaść trudnego do zdefiniowania rozprzężenia społecznego będącego skutkiem ponad półwiecznej, świadomej degeneracji podstawowych wartości, mającej na celu zaistnienie jakiejś bliżej nie określonej wolności od wszystkiego i do wszystkiego, gotowej pożreć to, co moralne i prawe. Kaczyński widzi, na co tak naprawdę przekłada się ta utopijna wolność. Dostrzega całkowitą degrengoladę zachodnich społeczeństw, które zatracają instynkt państwowy, a jej zdemoralizowani obywatele nie chcą i już nie umieją bronić swoich państw i wartości.

Świat zachodni będący właśnie owym dwugłowym, lewacko liberalnym (libertyńskim?) smokiem nie może dopuścić do tego aby owo wzburzenie antyliberalne, rozpoczęte na Węgrzech, a kontynuowane w Polsce, rozprzestrzeniło się na ca całą Europę. Działa więc przeciwko Węgrom, Polsce i Kaczyńskiemu, usiłując zniszczyć każde zarzewie buntu.

Jednak Kaczyński dostrzega swoją szansę. Patrzy na Europę i widzi, że smok jest chory na moralny syfilis, atakowany przez hordy barbarzyńców z południa, zatruwany przez sowiecką agenturą wpływu i zdominowany przez USA i Chiny. To upadający kolos, który padnie z hukiem i już się nie podniesie. W takiej sytuacji możliwe okazują się działania na rzecz Polski, zaś restrykcje jakie mogą spotkać nasz kraj, ze strony słabej Unii są dla przewodniczącego PiSu możliwym do zaakceptowania ryzykiem.

Jarosław Kaczyński świadomie odrzuca retoryką ratowania Unii, jaką chcą nam narzucić liberalni politycy i dziennikarze. Odrzuca bo wie, że Unii uratować się nie da. Oczekuje, że rozkład tego tworu polityczno gospodarczego trwać będzie przez jakiś czas i w tym właśnie upatruje szansę dla Polski. Kaczyński niczym wprawny ogar, w zmieniającej się rzeczywistości, wietrzy szansę na wyrwanie się Polski z bylejakości, oportunizmu i antynarodowości III RP. Co prawda nie przewidział oporu materii wewnątrz kraju, ujadania współczesnych POwskich Rzewuskich, nowoczesnych Branickich i KODowych Potockich. W swoich obliczeniach nie wziął pod uwagę skali ich skowyczących staccato i charkotliwych vibrato, jednak tak jak na wojnie w działaniach realnej polityki wszystkiego przewidzieć się nie da. Kaczyński widzi, że owo ujadanie opozycji to tylko judzenie i tak niechętnych Polsce europejskich liberałów, których możliwą reakcję spacyfikował sojuszem z Orbanem.

Jedyne czego zapewne obawia się lider PiS to reakcja Stanów Zjednoczonych. Myślę, że mimo zapewnień o wielkiej przyjaźni łączącej naród polski z narodem amerykańskim, Kaczyński przestał wierzyć i ufać Stanom Zjednoczonym już dawno temu. Na razie przykleił sobie do ust przyjazny uśmiech i macha do wuja Sama polska flagą, jednak jak sądzę, doskonale wie, że od Amerykanów nic więcej nie dostanie i że jankesi w każdej chwili gotowi są nas przehandlować za jakiś deel z sowietami. Liczy jednak, że dla świętego spokoju i nie otwierania nowego ogniska zapalnego na wschodzie Amerykanie nie będą podbijać zbyt mocno liberalnego bębenka i suma summarum dadzą Polsce spokój.

Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że świat liberalny nie chce silnego państwa narodowego na wschodniej flance Unii Europejskiej. Dla takiej Polski zamknięty jest zachodni kierunek rozwoju, bowiem nikt nie zaakceptuje tygrysa wśród szakali. Dla  tego Kaczyński idzie na południe. Wielka autostrada transeuropejska Via Carpatia, łącząca Morze Śródziemne z Bałtykiem, to część jego planu znalezienia nowego kierunku rozwoju. Państwa Europy Środkowej takie jak Rumunia, Bułgaria czy Słowacja, również dostrzegają lichość i interesowność unijnej demokracji liberalnej i podskórnie, jak drapieżniki rozpoznaje chore sztuki, czują słabość unijnych instytucji i lichość wspólnej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Jednocześnie państwa te mają poczucie rozgrywania ich przez europejskich potentatów i niesymetryczność korzyści jakie miało stanowić tworzenie wspólnoty. Dla tego też szukają nowej osi, do której mogły by przylgnąć i stworzyć nową wartość dodaną, nie w kontrze do dawnej Unii, ale obok niej, tak by wzmocnić swoją pozycję. Kaczyński liczy, że przy odrobinie szczęścia, przy dalszym kryzysie wartości i deprecjacji unijnych państw i instytucji nie umiejących poradzić sobie z imigracyjnym kryzysem i terroryzmem, taką osią może się stać Polska, czysta poglądowo, ukształtowana co prawda jako wierny  członek Unii ale formalnie będąca opozycją wobec tego, co dzieje się w Europie Zachodniej.

Trudno jest w tak zmieniającym się świecie mieć chociaż cień pewności, że Kaczyński zrealizuje swoje polityczne marzenia. Jedno jest pewne, on sam nie ma nic do stracenia. To ostatni czas i ostatnia szansa aby zmierzyć się z wielkością i jej sięgnąć, więcej okazji nie będzie.

Pewne jest, że twórca PiSu pragnie Polski silnej i niezawisłej, konserwatywnej swoim ponad tysiącletnim chrześcijaństwem, kierującej się zdrowymi zasadami zaś inne ideologie i poglądy zażywającej symbolicznym naparstkiem, jak coś co może nie smakować i zaszkodzić. Chce Polski decydującej o sobie z rodziną jako najważniejszą częścią wspólnoty i jasno podzielonymi rolami społecznymi, opierającymi się nie na przetrąconych koncepcjach liberalizmu ale na wielosetpokoleniowej tradycji, będącej skałą każdego, normalnego społeczeństwa. To plan zasadniczy i podstawowy. Jednak Kaczyński idzie dalej. Chce dla Polski wielkości regionalnej, owego wyśmiewanego przez różne szemrane typy, międzymorza, jego nowoczesnej koncepcji – nowej siły, jaką z Polską mogłyby osiągnąć narody Europy Środkowej. Nie wiem jak wam, ale mnie ta koncepcja podoba się.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka